Jeżeli napiszę, że w książkach dla dzieci jest mniej zwierząt niż dajmy na to 40 lat temu to na pewno w pierwszej chwili się skrzywicie.
A Kicia Kocia?
A inne koty, psy, króliczki?
Faktycznie są zwierzęta, ale jako metafory ludzi – antropocentryczne wersje nas samych. Bo przecież Kicia Kocia chodzi na plac zabaw i do dentysty.
Owszem w bajkach pojawiają się ptaki, ale gdzie ich nazwy zwyczajowe? Nasz brak rozeznania w świecie fauny widać też w opowieściach dla dzieci. Bo proszę spojrzeć chociażby na „Dziewczynkę z tęczy” Macieja Jakubowskiego wydaną ponownie w zbiorze „Poczytaj mi mamo” w wydawnictwie Nasza księgarnia. Na początku opowieści poznajemy skowronka, który nie nosi butów, ale mieszka na polu. Potem zaraz szpaki.
W zbiorze „Poczytaj mi mamo” znajduje się też kultowe opowiadanie „Kto zjadł daktyle” Danuty Wawiłow, gdzie czytamy o kawkach i szczypawkach w ich naturalnym środowisku.
Z „Wielkiej przygody małej Zosi” Marka i Jana Szymczyków dowiedziałam się, kim jest nartnik.
Nie zrozumcie mnie źle. Zasadniczo zdaję sobie sprawę, że nasze poznanie zwierzęt zawsze będzie obarczone ludzką perspektywą i nie mam nic przeciwko zwierzęcym bohaterom, ba! lubię antropomorfizacje. Niepokoi mnie jednak malejąca liczba gatunków, o których opowiadamy. Zwierzęcość stała się kostiumem dla ludzkich bohaterów.
Jak pisze Richard Louv w książce „Kiedy wzywa nas dzicz”:
„Literatura dziecięca służy jako potwierdzenie ogromnego znaczenia zwierząt w życiu oraz rozwoju dzieci, chociaż jedno badanie sugeruje, że związek ten może stopniowo zanikać. W 2011 roku czasopismo Sociological Enquiry opublikowało badanie przeprowadzone przez naukowców z kilku uniwersytetów, którzy recenzowali 296 książek dla dzieci, wszystkie autorstwa laureatów i wyróżnionych nagrodą Caldecott Medal, od 1938 do 2008 roku 137. W pierwszej dekadzie tego okresu otoczenie złożone z budynków stanowiło tylko około jednej trzeciej zawartości obrazków. Do roku 2000 liczba ilustracji przedstawiających środowisko naturalne skurczyła się o prawie połowę. Dzisiaj, według jednego z autorów badania, środowisko naturalne i dzikie zwierzęta ,,całkowicie zniknęły z tych książek”.
Są piękne albumy, atlasy Dwóch sióstr, ale na tej samej zasadzie funkcjonują też atlasy dinozaurów jako kolekcje żywych skamielin. Brak jest różnorodności w książeczkach fabularnych. Literatura jest tylko odbiciem życia. Skoro skowronki znikają z pól, skoro znikają same pola, to dlaczego miałaby istnieć w książkach? Skoro w Polsce wyginęły dropie to nie będzie bajek o dropiach. Proste?