Wyrywam zielsko przy płocie sąsiadki. Pokrzywy i inne pielgrzymują w stronę słońca, a ja probuję utrzymać dobre relacje sąsiedzkie. Jedną z roślin ciężko mi jest wyrwać. Budzi we mnie podziw – jest wyższa ode mnie, szlachetna, ale budzi też jakiś pierwotny strach – pozłacane prętki zdają się ruszać, wnętrze kwiatu przypomina gąbkę, która jeżeli wsadzę tam palec – użre go. Wyrywam tylko to co konieczne, obserwując ze smutkiem wysokiego jegomościa w koronie na taczce. Potem zaczynam zasadzenie – koleżanka z pracy zaopatrzyła mnie w dziurawca, brunerę, ostnicę, dąbrówkę rozłogową, tymianek cytrynowy itd. Przekopuję grządki i zaczynam węszyć – coś pachnie tak oszałamiająco, że zanurzam nos w ziemi – znajduję bulwę przypominającą imbir tudzież mandagorę, tę z „Labiryntu fauna”. Przykładam ją do nosa i próbuję odgadnąć, co to jest – pachnie czymś między musztardą a majonezem, czymś wspaniałym, a zupełnie nieznanym, czymś orzechowym. I tak spędzam kilka godzin, kopię i wącham […]
miasto jak mrowisko
Do mojego śmietnika często zachodzą freeganie zwani też kontenerowcami. W ciągu dnia para mężczyzn z kluczem.A potem nocny gość, jakby dzielili rewir. Widzę z okna latarkę, fosforyczny blask, czy to na pewno świeci od środka? Długa ręka z zegarkiem na nadgarstku wyjaśnia wszystko. Potem obserwuję jak odchodzi w noc z metalowym prętem, którym pomaga sobie w pracy. W wersji hipsterskiej miejski śmieciosystem można wspierać poprzez lokalne grupy „Śmieciarka jedzie„. Inspiruje mnie patrzenie na miasto jako na żywą tkankę, w której nieustający proces wymiany, oprócz korzyści dla stron wymieniających się, przy okazji tworzy obieg zamknięty. Nasz kameralny śmietnik podwórkowy (ma dużo wolnego miejsca) pełni rolę punktu wymiany – ja oddaję książki i ubrania, a zabrałam już m.in. donice (na zdjęciu), płaszcz czy garnek do kuchni błotnej, którą chciałabym w to lato stworzyć dla dzieci. Kolejną grupą działającą w tym ekosystemie są zbieracze puszek. Przedstawiam Wam pana Andrzeja – zbieracza z mojej […]
Czarne pszczoły
Zapukał do mnie sąsiad. – Będą likwidować rój dzikich pszczół. Trzeba zamknąć okna. Miał zadyszkę, pewnie zawiadamiał wszystkich mieszkańców naszej klatki. Gdy to mówił, do mieszkania wleciała pszczoła. Pierwsza, odkąd wprowadziliśmy się tu trzy lata temu. – Pszczół? Ale pszczoły nie robią nikomu krzywdy. – To są jakieś inne pszczoły. Nietutejsze. Zamknęłam okna, jednocześnie przylepiając nos do szyby. Synek też chciał patrzeć. Tuż przed naszymi oknami na wysięgniku stali strażacy. – Kiedy będę duży, chcę zostać strażakiem – powiedział. To wydarzyło się tak szybko, że pamiętam tylko skurcz żołądka na widok deszczu martwych pszczół. Strażacy wpuścili do gniazda gaz. Tysiące maciupeńkich odwłoków znaczyło teraz chodnik. Zostawiłam dzieci z babcią i w kapciach wybiegłam na ulicę. Kilku strażaków zamiatało pszczele truchła, inni gdzieś dzwonili. Obok mnie chodził reporter z mikrofonem. To był ten moment, kiedy smutek i złość każą opanować strach i zażenowanie. Poprosiłam o wskazanie dowódcy. – Dlaczego zabijacie pszczoły? – zapytałam. – To są jakieś […]
odbetonowuję moją dzielnicę
Zamiast partyzantki ogrodniczej i ściągania płyt chodnikowych jak w Rotterdamie, odbetonowuję moją dzielnicę mentalną łopatą grzebiąc w historii: „Za domem bambra Handschuha rozciągała się długa łąka, począwszy od zabudowań dworskich Panka aż do Dolnej Wildy, zaś wszerz od Czajczej do Krzyżowej. Środkiem łąki płynął strumyczek od ulicy Strumykowej w kierunku Łąk Wildeckich. Przy zabudowaniach Panka rosły wysokie topole. Tak samo na brzegach łąki przy Dolnej Wildzie rosły wysokie drzewa. Po łące nie wolno było biegać, bo niszczyła się trawa. Mimo zakazu łąka była miejscem wypoczynku dla dorosłych i miejscem zabaw starszych chłopców. Grano tam w szteklę (klipa), w klamoty, w szamacianką w palanta. Rzucano kamieniami w dal i wzwyż. Bawiono się gonitki, kryjówki (były tam bowiem doły piaskowe i krzaki). Bawiono się w Riter und Rauber (rycerzy i zbójców), Indian i kowbojów, w wojny[i].” A więc mój dom wybudowany w 1992 roku zabetonował tę łąkę. W tym przypadku toponimia znów […]