las kieszonkowy

Mój lęk klimatyczny nasila się, kiedy podróżuję autostradami. Świat wypreparowany z życia. Nie lubię jeździć samochodem, zwłaszcza w okolice budowy nowych dróg. Zaczyna mnie wtedy kłuć w sercu i myślę o tych wszystkich zwierzętach, owadach, grzybach i innych nie-ludziach, którym niszczymy dom. Jeszcze stoją harwestery, koparki, świeży asfalt dusi ściółkę, sceny jak z „Przyjaciół z zielonego lasu”.

Jednym z niewielu działań, które ten smutek mogą ukoić, jest działanie odwrotne, czyli sadzenie drzew. W procesie tym jednak wiele jest prowizorki, którą bezbłędnie opisał Jan Mencwel w „Betonozie”. Obowiązkowe nasadzenia, o które nikt potem nie dba i ta tragiczna świadomość, że młode drzewo nie może się równać ze starym, jeśli chodzi o absorpcję CO2.

Potrzebujemy więc działań holistycznych – nie pojedynczych drzewek, niedopasowanych do klimatu, ale lasów, a więc odbudowy całych ekosytemów. Po obejrzeniu filmu „Sól ziemi” – portrecie wielkiego fotografa Sebastiao Salgado, który po okropnościach wojny w Rwandzie wraca do rodzinnego rancha w Brazylii, gdzie odkrywa, że ziemia tam jest tak samo martwa jak jego wnętrze. Wraz z żoną, Leilą, uruchamiają fundację Instituto Terra, aby odtworzyć bujny las tropikalny, który niegdyś porastał tę ziemię.

I choć mówią, że lasy zmian klimatycznych nie zatrzymają, to mogą je złagodzić. 2,7 miliona drzew zasadzonych przez fundację małżeństwa Salgado wpłynęło na lokalny mikroklimat obniżając temperaturę, sprowadzając więcej deszczu i co istotne – przyczyniając się do odrodzenia kilku wcześniej wyschniętych źródeł wody. Może dlatego tak wielu z nas widzi w sadzeniu nadzieję i być może dlatego akcja sadzenia lasu kieszonkowego na poznańskich Ratajach przyciągnęła tłumy poznaniaków.

Projekt był świetnie pomyślany – trzeba było zarejestrować się na konkretną godzinę, dzięki czemu unikało się tłumu. My zasadziliśmy lipę i głóg (zwany przez K. „bug”). Dzieciaki miały mnóstwo frajdy z zabawy szpadlem, usypywania kory oraz obfitości atrakcji przygotowanych przez krakowską fundację „Dzieci w naturę” (stacje przy których zbierało się pieczątki – np. trzeba było na spróchniałym drzewie znaleźć robaka, a później wspólnie go zidentyfikować).

Za sadzeniem lasu kieszonkowego stoi prywatny deweloper, więc to na pewno akcja PRowa, ale widać tutaj prawdziwą troskę o naturę. Bo PR nie musi tego wykluczać przecież? 🙂

A może to po prostu przyszłość festynów – z dzikimi zabawami, chodzeniem po konarach, rozpoznawaniem robali i ptaków? Festynów, na którym twoje dziecko myli wróbla z mazurkiem, a sikorkę z kowalikiem, ale na tym przecież opiera się nauka – na błędach. Jedyny minus dla mnie – na końcu, po zebraniu pieczątek, okazało się, że nagrodą jest bransoletka z nazwą dewelopera, czyli zasadniczo gadżet typowo śmieciowy. Jakby na końcu stwierdzili – natura naturą, ale bez twardego brandingu się nie obędzie.

Co to jest las kieszonkowy? Jak piszą organizatorzy: To ekosystem, który robi prawdziwą furorę w Azji i Europie. To niezwykły las, a raczej gęsty zagajnik wymyślony aż 50 lat temu przez japońskiego botanika Akirę Miyawakiego. Będziemy sadzić go na niewielkim terenie – gęsto, drzewko koło drzewka, krzew koło krzewu. Obowiązuje tylko jedna zasada – w sąsiedztwie nie mogą rosnąć drzewa i krzewy tego samego gatunku. Dzięki temu nasz mikrolas będzie rósł nawet 10 razy szybciej niż tradycyjny! Wsadzimy nawet do 40 rodzajów rodzimych drzew i krzewów, takich jak dąb, lipa, jarzębina, grab, głóg, topola czy kalina. Podziałają jak magnes na motyle, płazy, ślimaki, a także przyciągną ptaki śpiewające takie jak słowik, kos czy szczygieł, których w miastach jest coraz mniej. Co oferuje las kieszonkowy? Już samo to – las w mieście! Czy to nie brzmi super? Dzisiaj coraz częściej z miasta do lasu to cała wyprawa. A dzięki naszej akcji mikrolas będzie rósł tuż za oknem! Jego zalety są nie do podważenia: latem będzie receptą na upały – zatrzyma wodę w glebie i będzie sprzyjać środowisku naturalnemu, a zimą wpłynie na poprawę jakości powietrza. Cały rok będzie tłumić miejskie hałasy, nawet o 10 decybeli.

To była dobra sobota. Wracając, szwendaliśmy się pośród ratajskich bloków. Natknęliśmy się na dziką różę. K. jadła prosto z drzewa, ja właśnie popijam napar. Sadząc drzewa na nowo obmyślasz znaczenia czasownika „zakorzeniać się”. I możesz to robić nie mając ogródka.

You may also like

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *